niedziela, 28 lutego 2010

Czas decyzji

Spotkaliśmy się z moim onkologiem, który powiedział, że NIE MUSZĘ mieć chemii. Ponieważ mój rak jest zależny od hormonów, więc mogłabym zdecydować się na leczenie hormonalne (Zoladex - Goserelin), które byłoby prawie tak samo efektywne jak chemioterapia.

Dobrze sobie wszystko przemyślałam i zdecydowałam się na chemioterapię. Wiem, że na pewno czeka mnie kilka beznadziejnych miesięcy, ale przynajmniej będę miała świadomość, że zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby pozbyć się raka. Muszę pamiętać, że to rak trzeciego stopnia, taki, który najcześciej ma nawroty. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie skorzystała z tych dodatkowych 2% szansy, które mi zaoferowano. Wiem, że mój organizm ucierpi przez chemioterapię i tak naprawdę nigdy się nie dowiem, czy postąpiłam słusznie ale

„Traktuję samą siebie łagodnie, wiedząc, że robię wszystko co najlepsze, przy wiedzy i rozumieniu jakie posiadam” Louise Hay.


Tlumaczenie - Franka

Krótkie włosy

Pozwoliłam Laurze zrobić z moimi włosami co zechce. Powiedziałam jej tylko, że chcę, żeby były krótkie (gdyby zaczęły mi wypadać moje długie włosy, byłoby mi strasznie przykro). Dostałam to, czego chciałam – mam KRÓTKIE WŁOSY!

Zawsze miałam długie włosy, więc ta nowa fryzura jest mi zupełnie obca. Muszę przyzwyczaić się do różnych szczególików. Na przykład tego, że kiedy siadam na kanapie, moja szyja dotyka zimnego skórzanego oparcia.

Laura zdekoloryzowała mi włosy, więc jestem teraz totalną blondynką. Wyglądam zupełnie inaczej niż wcześniej, a oto i dowód:



Tlumaczenie - Frania

Życzcie mi powodzenia

Jutro zaczynam chemioterapię. Jestem do tego dziwnie pozytywnie nastawiona. Pewnie dlatego, że nie mam pojęcia czego się spodziewać i nie zdaje sobie sprawy jak może być okropnie!

Do chemioterapii przygotowuje się poszcząc. Przeczytałam artykuł doktora Longo, który twierdzi, że kiedy człowiek nie je, jego ciało nieco się zamyka. Nie ma to wpływu na raka, który pozostaje tak samo aktywny. Chamioterapia działa na aktywne i szybko dzielące się komórki, więc przez poszczenie i zamykanie (zwalnianie) swojego ciała, leki chemoterapeutyczne kieruje się bokiem, obok zdrowych komórek, prosto do komórek rakowych.

Mam nadzieję, że to działa. Dam was znać. Ta metoda została przetestowana tylko na 10 osobach, co nie jest raczej zbyt dużą grupą. Jeśli, mimo wszystko, będę miała efekty uboczne, nie będę pościć przed drugą sesją. Zjem naleśniki i pieczeń, sernik i coś hinduskiego, burritos i czekoladę, i ciasto, i lasagne. Wspominałam o serniku?

I zupę.


Tlumaczenie - Frania

piątek, 26 lutego 2010

Auć!

Przez dwa tygodnie po operacji nie mogłam zobaczyć swojej piersi (była cała zabandażowana). Nie mogłam niczego nosić w prawej ręce. Nie mogłam spać na prawym boku. Byłam taka obolała, że ledwie mogłam się dotknąć. Nie mogłam nosić Aarona. Nie mogłam za bardzo się z nim bawić. Nie mogłam ćwiczyć jogi. Nie mogłam chodzić na siłownię. Nie mogłam za bardzo biegać, ani nawet chodzić. Nie mogłam za dużo jeść, nie mogłam też nie jeść – przez kilka dni po operacji miałam mdłości.

Nie mogłam sama umyć sobie włosów. Trudno było mi brać prysznic – nie wolno było mi zmoczyć opatrunku. Ciężko było mi samej się ubrać. Nie mogłam wyciągnąć ręki, ani podnieść jej powyżej ramienia.

Na szczęście był Bob, który z przyjemnością mył mi włosy. I opiekował się mną.

Na szczęście dostawałam wiadomości, listy i kwiaty. Miałam tyle kwiatów w każdym pokoju, że nie mogłam zapomnieć, ilu ludzi mnie dopinguje. Dostałam dwa listy od kobiet, których w ogóle nie znam, a które chciały dodać mi odwagi i doskonale im się to udało.

Na szczęście miałam Magdalenę, która również myła mi włosy. Wprawiała mnie w doskonały humor. I dobrze karmiła.

Na szczęście miałam rodzinę, która się mną opiekowała i zabierała mnie na spacery. Na pierwszy dłuższy spacer wybraliśmy się w okolice przylądka Land’s End. Jest to tak piękne miejsce, że kilka razy aż zaniemówiłam.


W drodze na przylądek Land's End

Na szczęście miałam przyjaciół, którzy bez przerwy mnie rozbawiali i Laurę, która za darmo obcięła mi włosy. Miałam tyle wsparcia i miłości, że nie było mowy, żebym nie wydobrzała.

Tlumaczenie - Frania

Wyjmijcie go ze mnie!

Dzień operacji. Wszyscy byliśmy trochę na podenerwowani. Trochę wzruszeni, ale i silni zarazem, przynajmniej przede mną. Chociaz wiem, ze dziewczynom polaly sie łzy jak wyruszyłam do szpitala.


Hej, nie ma powodu do wzruszeń. Bob będzie ze mną cały dzień, potem o 14 odpłynę w piękne miejsce marząc o plaży w Kalifornii (Marta mi o tym podpowiedziała. Podobno, kiedy sie myśli o czymś miłym jak cię usypiają to sie o tym śni przez całą operację. Ja zdecydowałam, że będę śniła o słonecznym dniu w Kalifornii z moimi dwoma mężczyznami). I do 15 pozbędę się raka!
Taki był  plan. Ale, oto, co się zdarzyło naprawdę. Po pierwsze, Bobowi nie pozwolono wejść do szpitala razem ze mną, bo panoszyło się jakieś świństwo i nie chcieli, żeby rozeszło się po pacjentach.
Po drugie, mój kochany chirurg (dodam tylko, że najlepszy w Kornwalii) nie należy do tych, którzy się spieszą w pracy. Chciał się dobrze spisać przy poprzedniej pacjentce, więc moja operacja, która miała się zacząć o 14, nie zaczęła się do 17. Powiem tylko, że to długo czekałam. Długo czekałam nic nie robiąc poza myśleniem o operacji i słuchaniem mojego iPoda (dzięki Bob za wgranie komedii, Lewis Black był wspaniały!).
W końcu mnie zawołali, zabrali na dół, kazali podpisać jakieś papiery, że mogę umrzeć i poprosili, żebym jeszcze trochę poczekała. Przyszła jakaś pani sprawdzić, czy wszystko w porządku, pachniała jak moja siostra i to mnie trochę pocieszyło. Potem narysowali mi koła na mojej piersi i poprosili, żebym powiedziała, gdzie chcę bliznę (Phi! Nigdzie. Zróbcie to bez blizny, podobno jesteście najlepszymi chirurgami w kraju!) Potem podali mi jakieś cudowne proszki i nie miałam nawet czasu na pomyślenie o Kalifor…………
chrrrrr
Mgliście pamiętam jak sie obudziłam z wielkim bólem i dostałam morfinę. Kilka godzin później obudziłam się znowu i wykonalam kilka telefonow. Bob mówi, że gadałam jak naćpana. Ja przeciez BYŁAM naćpana, Bob!

Dostałam kilka pięknych smsów z życzeniami. Dobrze wiedzieć, że ma sie przyjaciół, którzy pomogą ci przez to przejść. Zwłaszcza kilka mamusiek, z którymi jakoś straciłam kontakt w ostatnich miesiącach. Były smsy od mojej rodziny i od moich kolegów z teatru. Wszystkie cudowne, przeczytałam każdego przynajmniej po kilkanaście razy. Uwielbiam dostawać wspierające wiadomości.
Były tez wiadomości od Boba (cytuję):
"Spoon (Łyżeczko – tak mnie nazywa), nadal jestes niebieska?"
Był zdenerwowany, bo nie pozwolono mu mnie zobaczyć tego dnia, ponieważ… no właśnie, ponieważ jestem pewna, że mnie kocha i zamartwiał się o mnie…, ale szczerze myślę, że spieszyło mu się zobaczyć mnie zanim będę znowu różowiutka. Przed operacja dają ci taką niebieską farbę, ktora koloruje raka żeby go bylo latwiej znalezc. I ta farba powoduje, że skóra tez robi się bardzo niebieska. Wyglądałam naprawdę jak Smerfetka. On myślał, że to fajne.
Dwie noce później pozwolili mi wyjść do domu. Było cudownie. To cale przepyszne jedzenie, które Lala i Chris gotowaly dla mnie. Te wszystkie filiżanki herbaty, których nie musiałam zrobić. I najlepsze ze wszystkiego, te wszystkie poranki, kiedy nie musiałam się podnosić z łóżka. Przez prawie 3 tygodnie Andrew wstawał rano by nakarmić i pobawić się z Aaronem. Czytali razem gazety i rozmawiali. W rzeczywistości sytuacja wygrana dla obu stron, ja się wysypiałam, a Aaron mógł rozmawiać i buldożerach i ciężarówkach. 
Mmmm! Pozbyłam się raka i zdrowiałam.


Tlumaczenie: Kasia Kycia

środa, 24 lutego 2010

Moja kochana siotra

Jak tylko sie dowiedzialam, ze mam raka zadzwonilam do mojej siostry. Ona od razu przyleciala zeby ze mna byc podczas operacji. Oto co napisala jak bylam w szpitalu:


Jesli ktos ma jeszcze watpliwosci czy Malinka wyzdrowieje, niech przeczyta opowiesc jak ona potraktowala Mr Raka!


W dzien operacji Malinka wczesnie wstala i zjadla ogromna porcje owsianki. Potem wziela dlugi prysznic, zrobila super makijaz i boska fryzure; nalozyla nowa mini-czarna sukienke na koronkowa bielizne (lekarz badajacy kazal jej wymienic bielizne na "cos bardziej odpowiedniego" he he;)


Potem Malinka zrobila sobie zdjecia, odwolala najblizsze terminy (mniej wiecej tak:" przepraszam bardzo, nie moge przyjsc, bo mam raka. Zadzwonie jak juz bede zdrowa! Do zobaczenia!" ) : odskrobala samochod z lodu i wyjechala na operacje! Po zabiegu wstala i zamowila sobie menu z czterema deserami. Wieprzowine slodko-kwasna, sok, ciastko czekoladowe, pomarancze, biszkopt z serem, gruszke w syropie... Mi kazala sobie masowac stopy, a do Boba powiedziala zeby ja rozpieszczal i zabral ja do USA na wakacje. Dla Malinki to bylo jak rutynowy zabieg wyciecia migdalkow.


Dzis sa Jej urodziny - sto lat, Lala!

Damy radę!

5 stycznia (w urodziny Andrew – przepraszam za kiepski prezent) dowiedziałam się, że mam raka. Na wizytę poszłam razem z Aaronem, mając nadzieję, że wszystko pójdzie szybko i dowiem się, że czwarta biopsja wykazala, ze jestem zdrowa. Wtedy razem z Aaronem i Bobem mieliśmy świętować, zamówić sobie mnóstwo jedzenia na wynos i opowiadać wszystkim o tym jacy byliśmy głupi, że tak się baliśmy.

Niestety nie było tak, jak to sobie wyobrażałam. Mój lekarz wszedł do gabinetu i powiedział: „Niestety mam dla pani złe wieści”. I urwał! Dlaczego nie powiedzial od razu co to za złe wieści. Czy chodzi o to, że biopsja znów niczego nie wykazała i po raz kolejny będą musieli mnie nakłuwać? Czy może o to, że mam raka i zostały mi 2 tygodnie życia?

Powiedział, że ma złe wieści i spuścił głowę!

Więc powiedziałam: „Hmmm… mam raka?”

Lekarz: Tak.

W tym samym momencie Aaron poczuł, że coś jest nie tak i zaczął płakać, płakać i płakać. I cały czas powtarzał: „Mamusiu, do domu, mamusiu, do domu”. Ja tez chciałam stamtąd uciec i wrócić do mojego kochanego domu.

Lekarz powiedział, że w przyszłym tygodniu mnie zoperują, a potem będziemy musieli poczekać jeszcze 2 tygodnie żeby dowiedzieć się czy są jakieś przerzuty. O tym nie chciałam nawet myśleć. Przerażające. Jeśli pojawią się przerzuty, oznacza to, że raka nie da się wyleczyć. Jeśli przerzuty są na kościach, chorobę można jeszcze przez jakiś czas kontrolować, ale jeśli nowotwór przeniesie się np. na wątrobę wtedy nie pozostało już zbyt wiele czasu.


To i tyle. Musiałam poczekać na operację, a potem na wyniki histopatologiczne, żeby dowiedzieć się z jakim rodzajem raka mamy do czynienia. Pielęgniarka przyniosła mi wody, a ja zadzwoniłam do Boba, żeby przyjechał i odebrał mnie ze szpitala. To OKROPNE uczucie mówić swojemu mężowi, że ma się raka, a jeszcze gorsze jest robienie tego przez telefon. Niestety musiałam to zrobić, ponieważ byłam w Truro i nie było szans, żebym sama pojechała samochodem do domu.


Kiedy czekaliśmy na Boba, pozwoliłam Aaronowi obejrzeć jakieś DVD które były w poczekalni. Aaron wybrał Boba Budowniczego, którego uwielbia. Codzienie conajmniej 10 razy dziennie śpiewa na caly głos „Dacie radę? – damy radę!”. Jest bardzo śmiały, więc śpiewa w restauracjach, sklepach, w samochodzie, parku, wszędzie! No i oczywiście tego popołudnia w poczekalni w kółko śpiewał na cały głos: „ Damy radę! Damy radę! Damy radę! Damy radę!”. Pielęgniarka uśmiechnęła się i powiedziała, że muszę się uczyć od mojego małego mężczyzny. Damy radę. Za tydzień nie będę miała raka. Wytną go z mojego ciała i będzie sobie leżał w jakimś laboratorium. Ta myśl napędzała mnie aż do dnia operacji.

Kiedy podejrzewalam, ale nie wiedzialam

Tego guzka w piesi miałam od dawna. I od dawna Bob mówił mi, żebym go poszla zbadac. Byłam przekonana, że to mleko, które z jakiegoś powodu nigdy do końca nie wypłukało się z mojej piersi kiedy już przestałam karmić Aarona.

Mój lekarz rodzinny powiedział, że to na pewno nie rak piersi bo jestem za młoda, więc nie ma się czym martwić. Ale na wszelki wypadek skierował mnie do specjalisty i poproszono mnie, żebym przyszła do Mermaid Centre na dokładne badanie. Myślałam, że szybkie USG od razu wykaże, że wszystko jest w porządku. Niestety tak się nie stało. Lekarz stwierdził, że nie jest to zwyczajna torbiel. Zrobiono mi więc mammogram, który nawet nie zarejestrował guzka. Ale wtedy dowiedziałam się też, że mammogramy są często zawodne przy badaniu młodych kobiet, ponieważ ich piersi są zbyt jędrne, a przez to guzki słabo widoczne. Dlatego zrobiono mi biopsję, która była zupełnie bezbolesna. Zastosowałam hipnozę, tę samą technikę, którą stosowałam podczas rodzenia i okazało się, że doskonale poskutkowała. Zupełnie nic nie czułam. Ani trochę. To znaczy podczas biopsji, a nie porodu! Poród bolał jak cholera.

Pół godziny później mieliśmy już wyniki, które ponownie nic nie wykazały. Na szczęście lekarze nie zamierzali na tym poprzestać. Dzięki Bogu nie odesłali mnie do domu z niezdiagnozowanym nowotworem. Wiedzieli, że coś jest nie tak z tym guzkiem, potrzebowali tylko dowodu. Trzy biopsje i dwa badania później już go mieli. Ale zajęło im to dobre kilka tygodni.


W pewien sposób cieszę się, że nie wiedziałam od razu. Dzięki temu spędziłam cudowne Święta Bożego Narodzenia z moją rodziną nie martwiąc się rakiem.
I nie martwiąc się o moją rodzinę. Mimo tego myśl, że mogę mieć raka cały czas chodziła mi po głowie i właśnie dzięki temu mogłam w pełni oddać się świętowaniu. Kiedy ma sie raka, zaczyna sie inaczej patrzeć na życie i nieistotne, irytujące rzeczy nagle stają się zupełnie nieważne, a te małe, urocze momenty urastają do miary cudownych. Myśląc o tym, że to mogą być moje ostatnie Święta, korzystałam z nich na całego. Jeździłam na sankach (z Aaronem, Bobem i tatą!) śpiewałam kolędy ( z Lalą i Davidem), oglądaliśmy świąteczne przedstawienia i odwiedzaliśmy przyjaciół. W moje urodziny pojechaliśmy do Londynu i urządziliśmy prawdziwą libację. A w Sylwestra przetańczyliśmy całą nocą.

To były cudowne chwile.