piątek, 28 maja 2010

Piąta sesja…

…była nieprzyjemna. Została mi jeszcze jedna chemioterapia. Pięć tygodni i będzie po wszystkim.

niedziela, 9 maja 2010

Dzień Race for Life



Miałam dziś świetny dzień. Bieg był super. Zdaje się, że uczestniczyło w nim ponad 2000 kobiet, a w tym moje koleżanki Liz, jej czteroletnia córka Anna, Carly, Daya i moja przyjaciółka Tor, z którą razem biegłyśmy.

Podczas gdy nasi mężowie, rodzice i dzieci bawili się na plaży, my wzięłyśmy udział w naszym małym biegu. Tor sypała żartami przez całą drogę pod górkę ( z górki pewnie też, tyle, że nie zauważyłam żeby było z górki). Tor jest jedną z tych osób, które potrafią jednocześnie biec i mówić.
Jestem z siebie zadowolona, ponieważ nie byłam pewna czy uda mi się przebiec cały dystans, biorąc pod uwagę to, że we wtorek miałam chemię. Na szczęście nie musiałam przystawać i iść, za to przebiegłam całą drogę i udało nam się to zrobić w 32 (albo 33?) minuty.
To chyba wystarczająco tłumaczy fakt, że na lunch zjadłam 3 bułki z bekonem i kiełbasą, a na kolację pyszna pieczen.



To ja kopiąca raka w tyłek. Kopniak został wykonany na specjalne życzenie Simona i Anthea.
Tłumaczenie: Franka

sobota, 8 maja 2010

Numer 4


Dobre wieści. We wtorek miałam chemioterapię (nie w poniedziałek, tak jak zwykle, bo akurat wypadał bank holiday czyli dzień wolny od pracy) co oznacza, że 2/3 już za mną!
Z samego rana musiałam zostać poddana badaniu krwi po to, żeby lekarze mogli stwierdzić czy doszłam już do siebie na tyle, żeby mieć chemię. Na szczęście mi się udało, a z powodu tego jednego dodatkowego dnia morfologia wypadła lepiej niż kiedykolwiek wcześniej od początku leczenia.
Byłam gotowa do przyjęcia lekarstw, z wenflonem wbitym w żyłę, kiedy okazało się, że moje leki nie są jeszcze gotowe, a ponieważ wszyscy idą na lunch, będę musiała poczekać do godz. 15.00 (do szpitala przyjechałam o 11.00). Byłam trochę sfrustrowana, ponieważ samo przyjmowanie chemii nie jest przyjemne, a do tego siedzenie przez pół dnia w poczekalni nie polepsza sprawy. Na szczęście był ze mną Bob, więc nie było aż tak źle.
W końcu dostałam chemię i wszystko było w porządku aż do momentu, kiedy zaczęłam przyjmować drugie lekarstwo. To, które sprawia, że mam dziwny smak w ustach. Poza tym mogą zrobić się od niego nieprzyjemne wrzody w ustach, dlatego podczas przyjmowania należy jeść lód, po to aby zmniejszyć dopływ krwi (a tym samym lekarstwa) do jamy ustnej. Maszyna do lodu zepsuła się i zamiast skruszonego lodu dostałam zmielony lód i wodę. Na sam zapach tego lekarstwa wykręca mi żołądek, a kiedy jeszcze doszła do tego ta okropna wodą, zrobiło mi się niedobrze. Do tej pory nie jestem w stanie pić wody, tak bardzo przypomina mi o chemioterapii, że chce mi się wymiotować. Zamiast tego piję sprite’a i inne słodkie, gazowane napoje, których normalnie w ogóle nie pijam.
Po zabiegu pojechaliśmy prosto do domu, na przemiłą kolację z rodzicami Boba. Pomyślałam, że wkrótce dopadną mnie mdłości, tak jak to się zwykle dzieje, więc chciałam wykorzystać te ostatnie parę godzin dobrego samopoczucia i poszłam się przebiec. Cudownie biegało mi się w słońcu.
Większą część następnego dnia spędziłam w łóżku, ale już w czwartek wstałam i zaczęłam powoli krzątać się po domu. Rodzice Boba doglądali nas wszystkich i świetnie się spisali.
Tlumaczenie - Frania

niedziela, 2 maja 2010

Male zachwianie

Wszyscy mi mówią, że jestem dzielna, a moje pozytywne nastawienie wpływa na nich inspirująco. Ale powiem wam szczerze, że nie jestem ani dzielna, ani pozytywna. A na pewno nie bardziej niż wy, gdybyście byli na moim miejscu.
Radzę sobie z tym tak samo jak z nudną, papierkową robotą. Odkładam wszystko na bok. Całe negatywne myślenie spycham w najdalszy kącik mojej głowy i nie pozwalam sobie tam wchodzić. Bo niby po co? Żeby pamiętać o tych wszystkich rzeczach, których tak bardzo żałuję? Żeby użalać się nad samą sobą i moją rodziną? Katować się wyobrażając sobie Aaron dorastającego bez swojej mamy? Nie pozwalam na to.

Są chwile kiedy wydaje mi się, że najlepsza część mojego życia jest już za mną. Mimo tego zadecydowałam, że jedyną słuszną rzeczą jest poddać się terapii i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Gdybanie i tak nic nie pomoże.

W tym tygodniu nie mogłam uciec od czarnych myśli. Po pierwsze słyszałam historie kobiet, którym się nie udało. Później musiałam opowiedzieć o tym, co mi się przytrafiło przyjaciolce z ktora nie byłam w kontakcie od kilku miesięcy.
A na koniec dowiedziałam się, że straciliśmy jedną z naszych Syren. Nigdy osobiście jej nie poznałam, ale razem należałyśmy do jednej grupy wsparcia dla kobiet, które zmagają się z rakiem piersi. Odeszła zdecydowanie za wcześniej. To NIESPRAWIEDLIWE!

W ciągu tych kilku dni, gdzie się nie obejrzałam, wszędzie widziałam spustoszenie jakie sieje rak. Nie mogłam przestać o tym myśleć, ani w dzień, ani w nocy. Jestem w trakcie trzeciego tygodnia, czyli w okresie najwyższej formy fizycznej, zatem dlaczego myślę o rzeczach, które są nie do pomyślenia? Dobre pytania. Koniec z tym. Z powrotem przywdziewam mój pancerz.

Tlumaczenie - Frania