Moja radioterapia została podzielona na dwie części. Dzisiaj zakończyłam pierwszą, która polegała na smażeniu całej piersi przez trzy tygodnie. Jutro zaczynam terapię, która będzie bardziej intensywna, ale nie tak inwazyjna. Leczone będzie dokładnie to miejsce w którym znajdował się guz, oraz droga, którą przebył kiedy był usuwany.
Nie odczuwam wielu skutków ubocznych; najgorsze jest zmęczenie, ale na szczęście Bob ma akurat trzytygodniowy urlop, więc mogę sobie pozwolić na codzienne drzemki.
Jak już wspominałam we wcześniejszym poście, maszyna często się psuje - w tym tygodniu już dwa razy pojechałam do szpitala i dowiedziałam się, że mogę wracać do domu, bo sprzęt nie działa. Na całą Kornwalię są tylko dwie maszyny, a setki ludzi przechodzi radioterapię – możecie sobie wyobrazić jaki chaos panuje kiedy się zepsują.
Zaczęłam przyjmować tamoksyfen (tamoxifen), lek, który będę brała przez następne 5 lat (a dokładniej w te dni, kiedy nie zapomnę go wziąć). Mam nadzieję, że nudności, które się po nim odczuwa z czasem zmaleją, bo nie chciałabym tak się czuć przez następne 5 lat.
Tlumaczenie: Franciszka Sady
Tlumaczenie: Franciszka Sady
Powodzenia, dasz radę
OdpowiedzUsuńDzieki Janusz :-)
OdpowiedzUsuńtrzymam za Ciebie kciuki
OdpowiedzUsuń