czwartek, 19 sierpnia 2010

Radioterapia - czesc druga

Moja radioterapia została podzielona na dwie części. Dzisiaj zakończyłam pierwszą, która polegała na smażeniu całej piersi przez trzy tygodnie. Jutro zaczynam terapię, która będzie bardziej intensywna, ale nie tak inwazyjna. Leczone będzie dokładnie to miejsce w którym znajdował się guz, oraz droga, którą przebył kiedy był usuwany. 
Nie odczuwam wielu skutków ubocznych; najgorsze jest zmęczenie, ale na szczęście Bob ma akurat trzytygodniowy urlop, więc mogę sobie pozwolić na codzienne drzemki. 
Jak już wspominałam we wcześniejszym poście, maszyna często się psuje - w tym tygodniu już dwa razy pojechałam do szpitala i dowiedziałam się, że mogę wracać do domu, bo sprzęt nie działa. Na całą Kornwalię są tylko dwie maszyny, a setki ludzi przechodzi radioterapię – możecie sobie wyobrazić jaki chaos panuje kiedy się zepsują. 
Zaczęłam przyjmować tamoksyfen (tamoxifen), lek, który będę brała przez następne 5 lat (a dokładniej w te dni, kiedy nie zapomnę go wziąć). Mam nadzieję, że nudności, które się po nim odczuwa z czasem zmaleją, bo nie chciałabym tak się czuć przez następne 5 lat. 


Tlumaczenie: Franciszka Sady

wtorek, 10 sierpnia 2010

Moje włosy kiełkują!


Włosy zaczęły mi odrastać. Nawet Aaron musiał to przyznać. Kiedy się przytulaliśmy powiedział „Uwielbiam twoje włosy!”. 

:-)

Radioterapia

Parę tygodni temu zaczęłam radioterapię. Na razie wszystko idzie dobrze i moja skóra nie jest zbyt podrażniona. Dostałam krem, którego i tak nie używam, bo wolę naturalny krem, który dała mi przemiła Heather ze sklepu Natural Store.

Czuwa nade mną wspaniały zespół radioterapeutów, którzy cierpliwie odpowiadają na wszystkie moje pytania. Ostatnio wyjaśnili mi na czym dokładnie polega radioterapia i w skrócie można przedstawić to tak: komórki rakowe nie są tak doskonale zbudowane jak nasze własne komórki. Są niestabilne i stosunkowo łatwe do zniszczenia. Nie potrafią zbyt dobrze się regenerować. Kiedy zostają wystawione na działanie promieniowania, są niszczone i umierają. Niestety przy okazji niszczone są też zdrowe tkanki, w tym DNA, ale te z czasem odbudowują się.

Ponieważ organizm wkłada spory wysiłek w to, żeby się zregenerować, jednym z najbardziej typowych efektów ubocznych radioterapii jest zmęczenie. I uwierzcie mi na słowo - jestem nieźle zmęczona! Może nie jest jakoś fatalnie (nadal chodzę na siłownię itd.) ale pod koniec dnia jestem zazwyczaj wykończona. Może ma to też jakiś związek z tym, że codziennie rano wychodzę z domu o 7.15. Przynajmniej nie muszę sama jeździć do szpitala, bo przyjeżdża po mniej mój szofer. Mario zawozi mnie tam codziennie i po drodze zabawia mnie, opowiadając przeróżne historie.

Tak jak wcześniej wspominałam, przemili radiolodzy odpowiadają na moje wszystkie pytania i dziś rozmawialiśmy o maszynie, którą widzicie na załączonym zdjęciu, i która kosztuje 1,5 miliona funtów. To całkiem sporo jak na maszynę, która często ulega awarii. Składa się z mnóstwa części i jeśli jedna z nich się zepsuje, cała maszyna przestaje działać. Kiedy tak się dzieje, wszyscy pacjenci muszą korzystać z drugiej maszyny, co oczywiście opóźnia zabiegi. Na szczęście mnie to się jeszcze nie przytrafiło, ponieważ przychodzę do szpitala rano, kiedy maszyna nie została jeszcze za bardzo wyeksploatowana. 

Dziś dowiedziałam się także dlaczego trzeba przejść przez labirynt w drodze do sali zabiegów radioterapeutycznych. A więc korytarz skonstruowany jest tak po to, żeby po drodze zgubić promieniowanie. Gdyby do poczekalni prowadził prosty korytarz, istniałoby zagrożenie, że promieniowanie wydostanie się na zewnątrz, podczas gdy w labiryncie odbija się od ścian i zanim się wydostanie, traci swoją moc.

Wkrótce więcej wieści. Zmykam do łóżka. 
Tlumaczenie: Franciszka Sady