czwartek, 23 grudnia 2010
Wesołych Świąt
niedziela, 19 grudnia 2010
Rok później
Choć raz chciał przyjąć kogoś, dla kogo ma dobre wieści. Na pewno już o tym wspominałam, ale to najbardziej sympatyczny i uroczy mężczyzna jakiego znam. Po prostu go ubóstwiam. Ale nie w taki sposób. Ubóstwiam go tak, jak pacjentka może uwielbiać swojego bohatera.
Poza tym pan doktor prowadzi wykłady na temat tego w jaki sposób efektywniej przeprowadzać operacje i zamierza pokazywać zdjęcia moich piersi, jako przykład na to jak dobrze można wykonać zabieg. Jestem wdzięczna, że miałam tak wspaniałego chirurga.
sobota, 18 grudnia 2010
RTG kości
To doświadczenie nauczyło mnie między innymi tego, aby nigdy nie ignorować symptomów. Tak, wiem, że podchodzę do tego obsesyjnie. Najmniejszy ból albo dziwne uczucie tu czy tam i boję się, że choroba wróciła. A wy byście tak nie mieli? Nie ufam swojemu ciału. Zawiodło mnie. I to bardzo. Każdy z nas ma anormalne komórki, ale układ immunologiczny codziennie się ich pozbywa. Jednak mój układ immunologiczny nie poradził sobie. Nie nadążał za zwalczaniem szybko dzielących się, anormalnych komórek, które przeobraziły się w nowotwór. Z całą pewnością to może przydarzyć się ponownie.
Dlatego kiedy przez kilka tygodni bolała mnie noga, poprosiłam o badanie. Ból nie był silny, ale chciałam się dowiedzieć co się dzieje. Z jednej strony lekarze mówią ci, żebyś obserwowała swoje ciało i badała się, ale z drugiej strony, kiedy już prosisz o badanie, sprawiają wrażenie jakby mieli cię za paranoiczną idiotkę, która marnuje ich czas swoimi hipochondrycznymi wymysłami.
Na szczęście wyniki wszystkich badań okazały się negatywne i jestem pewna, że usłyszę tradycyjne „a nie mówiłem?!” od mojego lekarza ogólnego, ale nic mnie to nie obchodzi. Może i mam lekką paranoję, ale jestem pewna, że z czasem trochę wyluzuję. Jak na razie wolę być wariatką, niż się spóźnić.
wtorek, 30 listopada 2010
No to lecimy raz jeszcze
Jego zdaniem opuchlizna jest efektem ubocznym radioterapii. Ponoć podczas zabiegów piersi puchną. W moim przypadku tak nie było, ale dzieje się to teraz. Żeby upewnić się, że na pewno nic mi nie jest, zaproponował mi kolejną wizytę w grudniu.
wtorek, 2 listopada 2010
Ogłaszam oficjalnie...
piątek, 15 października 2010
Moje włosy - comiesięczny update
wtorek, 12 października 2010
Przedyskutowaliśmy kilka spraw, w sumie nic poważnego. I wtedy wspomniałam o tym, że od jakiegoś czasu boli mnie biodro, na co on powiedział, że co prawda prawdopodobieństwo nie jest zbyt wielkie, ale możliwe, że mam przerzuty na kościach. Rany! Szybko zrobili mi USG biodra, żeby sprawdzić co się dzieje. Na wyniki czekałam co najwyżej 10 minut, ale wydawało mi się, że trwa to o wiele dłużej. Okropnie sie bałam i byłam tak zdenerwowana, że myślałam, że zaraz zwymiotuję. Na szczęście lekarz stwierdził, że nie ma żadnych przerzutów, moje biodro wygląda na absolutnie zdrowe i prawdopodobnie po prostu nadwyrężyłam je podczas ćwiczeń. Szczerze mówiąc to od lat mam niewielki problem (i to naprawdę niewielki) z biodrem, jeszcze z czasów kiedy tańczyłam, ale ponieważ teraz mam lekką paranoję, chciałam to sprawdzić. Na szczęście okazało się, że to tylko moja paranoja i jestem czysta. Yeah!
Kiedy wyszłam ze szpitala, nie obyło się oczywiście bez obowiązkowych łez (czy ja w ogóle kiedykolwiek tam pójdę i się nie rozpłaczę?), nie mogłam się doczekać kiedy dotrę do domu i podzielę się dobrymi wieściami z Bobem. A teraz czas na lampkę wina, żeby to uczcić.
czwartek, 7 października 2010
Badania kontrolne
wtorek, 21 września 2010
Trochę kultury fizycznej
Test można oblać, albo osiągnąć ocenę „dopuszczającą”, „dobrą”, „bardzo dobrą” lub „celującą”. Osobiście liczyłam na ocenę „dopuszczającą”, ale nie byłam pewna czy mi się uda, biorąc pod uwagę to, przez co przeszło moje ciało w ciągu tych ostatnich 9 miesięcy.
Przed testem Bob powiedział:
Za 11 tygodni mam kolejny test i moim celem jest zaliczyć dodatkowe półtorej minuty. W grudniu dam wam znać czy mi się udało.
poniedziałek, 13 września 2010
W zeszlym tygodniu spędziliśmy kilka wspaniałych dni; słońce świeciło, więc pojechaliśmy na plażę z przyjaciółmi, gdzie jedliśmy lody przez cały weekend. Bob zrobił parę zdjęć.
To zdjęcie bardzo lubie, bo jest na nim uchwycona chwila kiedy powiedziałam Bobowi, że mogę podnieść rękę nad głowę i nie czuję bólu w żyłach. Na pewno pamiętacie jak narzekałam na to podczas chemioterapii. Tak się cieszę i jestem bardzo wdzięczna za to, że mogę się ruszać bez trudności i bólu.
Tłumaczenie Małgorzata Sady :)
piątek, 3 września 2010
Włosy
W każdym razie druga miła rzecz, która przydarzyła się dziś moim włosom, miała miejsce kiedy Bob wrócił z pracy, a jeszcze wcześniej był u fryzjera. Jak przyszedł to zauważył, że jego włosy (ale tylko z tyłu i po bokach) są krótsze od moich! A to oznacza, że moje włosy są w niektórych miejscach DŁUŻSZE od włosów Boba! Jak to usłyszałam, to się rozpłakałam. Nie mam pojęcia dlaczego, nie sądziłam, że rozpłaczę się z takiego powodu, ale byłam taka…sama nie wiem jaka…jakoś mnie to poruszyło i nie mogłam powstrzymać łez.
Tlumaczenie: Frania Sady
I po radioterapii
Nadal szybko się męczę. Muszę nauczyć się „nie spalać tego, czego nie mam” jak mawia mój nauczyciel jogi. Chodzę na jogę w czwartki, ale wczoraj miałam tak intensywny dzień (musiałam zająć się Aaronem, do tego proba w teatrze), że z żalem postanowiłam odstąpić Bobowi miejsce na zajęciach. Kocham jogę, więc uwierzcie, że musiałam być super zmęczona, skoro byłam gotowa nie pójść. Koniec końców poszłam, bo Bob nie był zainteresowany moimi zajęciami dla hippisów. W trakcie lekcji myślałam tylko o tym jaka jestem zmęczona; nawet jak przyjmowałam pozycję dziecka nie było mi wygodnie. Kiedy wróciłam do domu, od razu poszłam do łóżka i spałam od 22.00 do 9.15 rano, kiedy to obudził mnie Aaron (tak, wiem jaka ze mnie szczęściara! Aaron nadal uwielbia spać. W tej chwili też uciął sobie drzemkę, dzięki czemu mogę napisać ten post.) Dziś czuję się już lepiej, ale wiem, że przez kolejny miesiąc będę jeszcze musiała przystopować.
Tlumaczenie: Frania Sady
czwartek, 19 sierpnia 2010
Radioterapia - czesc druga
Tlumaczenie: Franciszka Sady
wtorek, 10 sierpnia 2010
Moje włosy kiełkują!
Radioterapia
Dziś dowiedziałam się także dlaczego trzeba przejść przez labirynt w drodze do sali zabiegów radioterapeutycznych. A więc korytarz skonstruowany jest tak po to, żeby po drodze zgubić promieniowanie. Gdyby do poczekalni prowadził prosty korytarz, istniałoby zagrożenie, że promieniowanie wydostanie się na zewnątrz, podczas gdy w labiryncie odbija się od ścian i zanim się wydostanie, traci swoją moc.
Tlumaczenie: Franciszka Sady
wtorek, 27 lipca 2010
Nadal tu jestem
Tlumaczenie: Franciszka Sady
piątek, 25 czerwca 2010
Tatuaze
Tlumaczyla Frania.
piątek, 18 czerwca 2010
Chciałam tylko dać wam znać
Tlumaczenie: Frania
piątek, 11 czerwca 2010
Kalendarz “Life After Breast Cancer” (“Życie po raku piersi” )
czwartek, 10 czerwca 2010
Pół roku później
Kiedy mi o tym wszystkim opowiadała, starałam się nie rozkleić, ale oczywiście zaczęłam płakać. Wróciły te wszystkie okropne wspomnienia. Przypomniało mi się jak wróciłam do domu i nie mogłam zasnąć w nocy. To była najgorsza noc w moim życiu. Przypomniało mi się jak dzień później Bob się rozchorował i leżał w łóżku, a ja przez następne kilka dni nie miałam z kim o tym wszystkim porozmawiać. To były najtrudniejsze dni. Kiedy nie rozumiesz dlaczego, jak, jak zły jest twój stan i ile czasu ci pozostało. Teraz jest już o wiele lepiej. Pozbyłam się raka. Moja chemioterapia dobiega końca. Wiem, że wszystko będzie dobrze.
Po tym jak sobie porządnie popłakałyśmy, przyszedł lekarz, zbadał mnie i stwierdził, że wszystko jest w porządku. Wyjaśnił mi, że wcale nie straciłam czucia w prawej ręce (chociaż tak mi się wydawało, bo odcinek między łokciem, a ramieniem jest nieco zdrętwiały). Lekarz powiedział, że ponieważ wyczuwam jego dotyk, nie jest to utrata czucia, ale zmiany czucia. To dobry znak, ponieważ czucie może z czasem wrócić do normy, a silny ból, który czasem odczuwam, to moje budzące się do życia nerwy. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że mam pełny zakres ruchu prawej ręki.
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Chusty
niedziela, 6 czerwca 2010
Jajogłowa
środa, 2 czerwca 2010
Look Good Feel Better jest super
piątek, 28 maja 2010
Piąta sesja…
…była nieprzyjemna. Została mi jeszcze jedna chemioterapia. Pięć tygodni i będzie po wszystkim.
niedziela, 9 maja 2010
Dzień Race for Life
sobota, 8 maja 2010
Numer 4
niedziela, 2 maja 2010
Male zachwianie
W ciągu tych kilku dni, gdzie się nie obejrzałam, wszędzie widziałam spustoszenie jakie sieje rak. Nie mogłam przestać o tym myśleć, ani w dzień, ani w nocy. Jestem w trakcie trzeciego tygodnia, czyli w okresie najwyższej formy fizycznej, zatem dlaczego myślę o rzeczach, które są nie do pomyślenia? Dobre pytania. Koniec z tym. Z powrotem przywdziewam mój pancerz.
wtorek, 27 kwietnia 2010
Race For Life
sobota, 24 kwietnia 2010
Kwiaty
wtorek, 20 kwietnia 2010
Przeznaczenie nie chce mnie w Paryżu
Po raz pierwszy zaplanowaliśmy wakacje z dużym wyprzedzeniem i nawet nie możemy na nie pojechać. Razem z Bobem nigdy wcześniej nie robiliśmy tego zawczasu. Zazwyczaj był to jakiś lot last minute, a wszystkie szczegóły dopracowywaliśmy już w samolocie. Kiedyś byliśmy tak zmęczeni po dwudziestogodzinnym locie (podczas którego zgubiono nasze bagaże), że hotel wybraliśmy idąc za jakąś dziewczyną z samolotu, bo wcześniej podsłuchaliśmy jak mówiła komuś, że to ponoć fajne miejsce.
Teraz jesteśmy odpowiedzialnymi rodzicami i w ogóle, więc zarezerwowaliśmy przelot i hotel kilka miesięcy temu. Zrobiliśmy to również dlatego, że nie miały to być jakieś tam mini wakacje, ponieważ miałam też zaśpiewać w kilku miejscach w Paryżu, między innymi w Notre Dame. No cóż, okazuje się, że nie opłaca się nic planować, ponieważ w tzw. międzyczasie może wydarzyć się wiele rzeczy. Można zachorować na raka. Albo może cię zatrzymać wybuch wulkanu. No wiecie, takie codzienne głupstwa. Teraz mamy podwójną pewność, że nigdzie nie pojedziemy.
Dziś był ostatni dzień dwutygodniowego urlopu Boba. Mimo chemii i tego, że zostaliśmy w Kornwalii, bawiliśmy się świetnie. Głównie dlatego, że ten cykl przebiega bardzo pomyślnie i dlatego, że pogoda dopisuje.
Kiedy kładłam dziś Aarona spać, zapytałam co mu się najbardziej podobało w ciągu tych dwóch tygodni. Powiedział: łapanie krabów na plaży z tatusiem, budowanie traktorów z piasku, szukanie smoków w jaskiniach, to, że kuzyni zatrzymali się u nas na kilka dni, szukanie wielkanocnego jaja i jedzenie lodów.
Potem zapytałam go czy chciałby coś zaśpiewać zanim pójdzie spać.
Aaron: Tak! Zaśpiewajmy “Ba pa bashee.”
Nie byłam pewna o co mu chodzi, ale zaczęłam śpiewać "Ba ba black sheep have you any wool"
Aaron: Nie, mamusiu. "Pa ba basheee".
Me: Przecież śpiewam. Ba ba black shee...
Aaron: Nie mamusiu!
Me: To jaką piosenkę chcesz zaśpiewać?
Aaron: Pa pa pashee
Me: Nie znam jej. Wyjmij smoczek z buzi, żeby mogła cię dobrze słyszeć. Zaśpiewaj ją mamusi.
Aaron: Pa pa paparazzi. Promise you'll be fine but I won't stop until that boy is mine. Baby you'll be famous, chase you down until you love me. Pa pa paparazzi.
Tak, zaśpiewał mi piosenkę Lady Gagi i znał wszystkie słowa. W wykonaniu dwulatka brzmiało to przezabawnie. Może i nie pojechaliśmy do Paryża, ale to była najlepsza piosenka jaką słyszałam przez cały rok. Doskonałe zakończenie naszych wakacji.
Tłumaczenie: Franka
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
niedziela, 18 kwietnia 2010
Sprawozdanie połówkowe
Ten tydzień był, jak do tej pory, najłatwiejszym pierwszym tygodniem cyklu. Co prawda miałam lekkie mdłości, ale udało mi się z nimi uporać. Muszę jednak przyznać, że ogólnie czuję się nieco „zbita”. Wczoraj Bob zapytał mnie co rozumiem przez słowo „zbita”. Trudno to wytłumaczyć, ale spróbuję.
Po pierwsze nie jestem tak sprawna fizycznie, jak kiedyś. Wcześniej regularnie biegałam i chodziłam na siłownię. Codziennie ćwiczyłam jogę. Teraz nie robię tego już tak często. Przyrzekłam sobie, że znów zacznę regularnie ćwiczyć jogę, postaram się robić to codziennie, przed śniadaniem, tak jak kiedyś. Już dwa dni wytrwałam w postanowieniu i jestem tym zachwycona.
Powiedziałam mu też, że kolejnym problemem jest to, że nie mogę za bardzo poruszać rękami. Szczególnie lewą, z powodu żył. I tak nic na to nie poradzę, więc nie ma sensu narzekać.
Kolejna rzecz pewnie wyda mu się głupia, ponieważ nie przeszkadza mu to, że jestem łysa. Zresztą mi też nie… ale chodzi o coś więcej niż tylko brak włosów. Nie poznaję sama siebie w lustrze, nie wyglądam tak jak ja. Nie chodzi tylko o fryzurę, po prostu jestem jakaś inna. Może się postarzałam.
No i oczywiście mdłości oraz źle przespane noce. I to chyba byłoby wszystko. Nie jest to długa list i wiem ( MAM NADZIEJĘ), że to minie. Z RADOŚCIĄ zniosę to wszystko po to, żeby do końca pozbyć się raka. Jestem wdzięczna za to, że mogę mieć chemioterapię. Tyle, że za nią nie przepadam.
Nie mogę się doczekać aż znów będę sobą. Czy wspominałam wam już co zamierzam zrobić pod koniec lata, kiedy to wszystko się skończy? Oczywiście pojedziemy na małe wakacje. A potem, w przyszłym roku, kiedy już zupełnie wydobrzeję, wydamy przyjęcie. Ogromne przyjęcie z okazji mojego pełnego powrotu do zdrowia ORAZ naszej 10 rocznicy ślubu!! Będzie to wspaniała impreza na którą zapraszam was wszystkich. Już nie mogę się doczekać.
Dzieki Frania za tlumaczenie!
wtorek, 13 kwietnia 2010
Tak! Tak! Tak!
Będę z wami szczera, jestem trochę zaskoczona, że w ogóle tu siedzę i do was piszę. Wczoraj dostałam trzecią dawkę i ponieważ z każdym cyklem chemioterapii człowiek powinien się czuć coraz gorzej, to spodziewałam się raczej, że tym razem zostanę w łóżku do wtorku, a nawet do środy. Tymczasem wstałam z łóżka i czuję się dobrze!
Jak pisałam w moim poprzednim poście, przed chemią nie jadłam nic przez ponad 36 godzin, więc może właśnie to mi pomogło. To mogła też być modlitwa! Prosiłam, by tym razem oszczędzono mi cierpień, i faktycznie tak się stało. Dziękuję ci, Boże. Wszystko może pewnie jeszcze się pojawić, ale jestem całkiem pewna, że tym razem jest po prostu inaczej.
Oto, co się działo wczoraj. Zostawiliśmy Aarona z moją wspaniałą przyjaciółką Jules; Aaron był przeszczęśliwy, że będzie u niej i jej dzieci, bo nikt, ale to nikt nie ma więcej zabawek niż ci trzej mali szczęściarze. Potem do szpitala. Moja pielęgniarka znów miała problemy ze znalezieniem dobrej żyły i dopiero po kilku próbach wkłuła się w tę właściwą. Niestety było to tak nieprzyjemne, że prawie zemdlałam. Dobrze, że siedziałam, inaczej upadłabym na ziemię. Miałam bardzo niskie ciśnienie, 70 na 30 (prawidłowe ciśnienie krwi to około 130/80).
Potem dowiedzieliśmy się, że w piątek poziom moich białych krwinek był tak niski, że mój lekarz nie był pewien czy będę mogła kontynuować chemioterapię. Zdrowa osoba ma pomiędzy 1,7 a 7,5 neutrofili, podczas gdy mi trochę brakowało do absolutnego minimum, jakim jest 1. W poniedziałek powtórzyli mi badanie i okazało się, że na szczęście moje neutrofile odbudowały się na tyle, by potraktować je chemią.
Po powrocie do domu spałam przez kilka godzin w ogrodzie, w pełnym słońcu, i co jakiś czas budził mnie Aaron, który obsypywał mnie pocałunkami i chciał, żebym patrzyła jak robi sztuczki. W pewnym momencie lekko mną zatrzęsło i trochę popłakałam, ale Aaron naprawił wszystko jednym uściskiem i pytaniem: „Co się stało, mamusiu?” Potem poszłam do łóżka, spodziewając się, że poczuję się gorzej. Ciągle sprawdzałem godzinę na zegarku i zastanawiałam się, kiedy się zacznie... co tak naprawdę nigdy się nie stało. Czułam mdłości, ale nie przypominało to zupełnie pierwszych dwóch razów.
Dziś spędziłam bardzo leniwy poranek z cudownym śniadaniem w łóżku, a potem po prostu wstałam! Wzięłam prysznic, pobawiłam się z Aaronem, popracowałam trochę w ogrodzie (tak naprawdę, to patrzyłam, jak Bob pracuje) i spędziłam całkiem normalny dzień. W pewnej chwili Aaron spytał, czy chciałabym położyć się w ogródku z jego kocykiem i smoczkiem! Naprawdę codziennie mnie zadziwia, a szczególnie w moje gorsze dni, kiedy tak dobrze się mną opiekuje.
Cieszę się, że jestem na nogach i że świeci słońce! Aha, poza tym jestem już w połowie. Jeszcze trzy sesje i koniec.
Tlumaczenie: Pawel! Dziekuje bardzo.
niedziela, 11 kwietnia 2010
Jutro runda nr 3!
Postanowiłam ponownie pościć przez 36 godzin przed chemią. Pościłam przed pierwszą chemią i było w porządku, poza wymiotami w czasie pierwszych 24 godzin. Zajęło mi parę dni, żeby wrócić do siebie i potem nie miałam żadnych większych problemów.
Druga chemia była trochę inna. Przed wlewami jadłam normalnie i dostałam dodatkową pigułkę przeciwwymiotną. Nie wymiotowałam, ale miałam mdłości i 48 godzin spędziłam w łóżku. Potem cierpiałam na bóle głowy i przeziębienie, które utrzymywało się przez dwa tygodnie.
Podczas drugiego cyklu powrót do dobrego samopoczucia zajął mi więcej czasu, co mogło być spowodowane brakiem głodówki albo po prostu tym, że był to cykl drugi. Z każdym następnym cyklem dostaje się ostrzeżenie, że samopoczucie będzie prawdopodobnie gorsze niż poprzednio.
Tym razem znowu robię sobie głodówkę i jestem ciekawa, czy będę się czuła lepiej. O ile nie będzie znaczącej różnicy, będzie to chyba ostatni raz. Szczerze mówiąc już mnie mdli (i jestem bardzo głodna!) ale warto będzie, jeśli oszczędzi mi to fatalnego samopoczucia w drugim tygodniu.
Trzeci tydzień minął mi dobrze, przeziębienie prawie całkiem minęło i dwukrotnie udało nam się poleżeć na plaży w cudownym słońcu. Aaron świetnie się bawił, budując z tatą kanały, biegając z kuzynami i oglądając foki w morzu. Wszyscy bardzo się cieszymy, że słońce zagościło już w Anglii.
Tłumaczenie: Kaśka - Wielkie dzieki!
środa, 7 kwietnia 2010
Dobrze jest się wyspać.
Wczoraj fantastycznie się wyspałam. Pierwszy raz tak dobrze spałam od drugiej chemii. Chemioterapia sprawia, że sen jest płytszy i mimo że jestem wyczerpana, budzę się w nocy kilkukrotnie. Wczoraj przespałabym jednak całą noc gdyby nie to, że obudził mnie Aaron. Był bardzo zdenerwowany i wołał:
„Nie ten żójty!” „Mamusiu, nie żółty, tylko niebieski!”
Dajemy mu wodę do picia w żółtym kubku niekapku, ale Aaron woli pić jak inni, z normalnych kubków. Musiał mieć zły sen o tym, że nie pozwalam mu pić z jego normalnego niebieskiego kubka. Czy to nie słodkie?
Jestem teraz w trakcie trzeciego tygodnia i czuję się dobrze, ale ciągle jeszcze nie minęło mi przeziębienie, które dokuczało mi przez cały drugi tydzień. Ten tydzień mija zbyt szybko, nie mogę uwierzyć, że zostało jeszcze tylko 5 dni do następnej chemi. Ble.
Tłumaczenie: Kaśka
Dzieki Kaska za tlumaczenie!
wtorek, 30 marca 2010
Dobry Dzień
Dziś jest dobry dzień. Najpierw rano poprzytulaliśmy się cieplutko w łóżku z Bobem i Aaronem. Potem zeszliśmy na dół, żeby podrzucić Boba do pracy i Aarona do żłobka Helitots. Nawiasem mówiąc, Aaron to mądry chłopiec. Jak zawsze, był bardzo podekscytowany tym, że pójdzie do Tatusia do pracy, obejrzy i poprawnie nazwie wszystkie helikoptery i samoloty, i skomentuje fakt, że te małe samolociki nie są zaparkowane tam, gdzie zwykle. Wie już więcej o Marynarce Wojennej ode mnie.
To dobry dzień, bo Aaron był dziś bardzo zadowolony, że idzie do żłobka. Czasem bywa ciężko, kiedy nie chce zostać. Dzisiaj nic z tych rzeczy.Dziś jest dobry dzień, bo Bob pomalował mi ścianę w salonie. No dobra, kolor jest trochę bardziej szary niż planowany śliwkowy, ale przynajmniej nie jest to już magnolia. I to dobry dzień, bo nie miałam dzisiaj mdłości. Ani trochę.