wtorek, 12 października 2010

Miałam dziś wizytę kontrolną w Trelissick. Od chwili gdy otrzymałam list z powiadomieniem, byłam cała w nerwach.
Moja koleżanka (i super mama) Jules, która wie o każdej mojej wizycie, zaproponowała, że weźmie do siebie Aarona na całe popołudnie, żebym mogła spokojnie pójść do lekarza i nie martwić się o niego. Wspomnę tylko, że odwiedziny u Jules są dla Aarona jak wizyty w raju. Jej dzieci, które mają niesamowity pokój do zabawy, to chyba najszczęśliwsi chłopcy w całej Kornwalii. Do tego mają jeszcze zwierzęta. A co najlepsze, Jules jeździ vanem. I daje Aaronowi lody, truskawki i czekoladki na deser. Nie ma się co dziwić, że jest w niej absolutnie zakochany.

Wracając do mojej opowieści – zostawiłam Aarona z Jules i pojechałam do szpitala. Nie widziałam się z moim lekarzem tylko ze stażystą, który nie znał odpowiedzi na wszystkie moje pytania, więc co jakiś czas wychodził z gabinetu, żeby się konsultować. Był oczywiście bardzo miły, ale nie mam pojęcia dlaczego nie mogłam się spotkać bezpośrednio z moim lekarzem.

Przedyskutowaliśmy kilka spraw, w sumie nic poważnego. I wtedy wspomniałam o tym, że od jakiegoś czasu boli mnie biodro, na co on powiedział, że co prawda prawdopodobieństwo nie jest zbyt wielkie, ale możliwe, że mam przerzuty na kościach. Rany! Szybko zrobili mi USG biodra, żeby sprawdzić co się dzieje. Na wyniki czekałam co najwyżej 10 minut, ale wydawało mi się, że trwa to o wiele dłużej. Okropnie sie bałam i byłam tak zdenerwowana, że myślałam, że zaraz zwymiotuję. Na szczęście lekarz stwierdził, że nie ma żadnych przerzutów, moje biodro wygląda na absolutnie zdrowe i prawdopodobnie po prostu nadwyrężyłam je podczas ćwiczeń. Szczerze mówiąc to od lat mam niewielki problem (i to naprawdę niewielki) z biodrem, jeszcze z czasów kiedy tańczyłam, ale ponieważ teraz mam lekką paranoję, chciałam to sprawdzić. Na szczęście okazało się, że to tylko moja paranoja i jestem czysta. Yeah!

Kiedy wyszłam ze szpitala, nie obyło się oczywiście bez obowiązkowych łez (czy ja w ogóle kiedykolwiek tam pójdę i się nie rozpłaczę?), nie mogłam się doczekać kiedy dotrę do domu i podzielę się dobrymi wieściami z Bobem. A teraz czas na lampkę wina, żeby to uczcić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz