sobota, 4 czerwca 2011

Prawdziwy rollercoaster

Aż trudno uwierzyć jak bardzo twoje życie może się zmienić w ciągu jednego miesiąca. Ten rok (aż do początku maja) był doskonały. Byłam zdrowa i miałam się dobrze. Urządziliśmy sobie trzy wypady zagranicę, gdzie chłonęliśmy słońce, za którym tak tęskniliśmy. W Polsce odwiedziliśmy moją rodzinę, której nie widziałam 2 lata. Wszyscy byli zachwyceni, widząc mnie zdrową i szczęśliwą, bo wiem, że w zeszłym roku bardzo się o mnie martwili.  
Kilka dni po powrocie z Polski przypadkowo wyczułam u siebie nowego guzka i od razu wiedziałam, że to rak. Parę tygodni później pogodziłam się z myślą, że stracę pierś, a operacja została wyznaczona na 2 czerwca – dzień w którym przypada 10 rocznica naszego ślubu! Wtedy myślałam, że to najgorsze co mogło mi się przytrafić.

Ale nie spodziewałam się, że na dzień przed operacją zostanę poinformowana, że nie ma sensu jej przeprowadzać, ponieważ są przerzuty na wątrobę. O wynikach dowiedziałam się przez telefon. Zazwyczaj takich informacji nie udzielają  telefonicznie, ale biorąc pod uwagę okoliczności oraz to, że szykowałam się na operację dzień później, tak właśnie się stało. Byłam absolutnie załamana. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Boba jadącego na rowerze z pracy. Wybiegłam z domu i przekazałam mu te okropne wieści.

Zaproszono nas na wizytę w szpitalu, żebyśmy mogli porozmawiać z moim chirurgiem, który chętnie został po godzinach, żeby odpowiedzieć na moje pytania. Odbyliśmy z nim bardzo trudną rozmowę.

Lekarze twierdzą, że ten nowotwór jest nieuleczalny.

W piątek rozmawialiśmy z moim onkologiem, który także nie dał mi zbyt wielkich nadziei. Mimo wszystko poprosiłam go, żeby nie mówił nic o procentach. Nie chcę się tym przejmować. Nie chcę wiedzieć ile czasu mi dają. Ale dobrze wiesz, że jesteś w głębokiej dupie, kiedy mówią ci rzeczy w rodzaju: „cuda się zdarzają” albo „może to ty będziesz jedną z tych osób, którym się udaje” albo, co jest jeszcze gorsze, „skup się na robieniu tego, co kochasz i tym jak chcesz, żeby cię zapamiętano”.

Rozumiem to, że nie wolno im kłamać, ale ciężko było tego słuchać. Jestem też zła z tego powodu, że nie zrobili mi badania rok temu, kiedy pierwszy raz skarżyłam się na wątrobę. Jestem wściekła, że moja rodzina musi przez to przechodzić. Sama dorastałam bez mamy i przeraża mnie myśl, że mój własny syn może podzielić mój los. Nienawidzę tego, co ten rak robi mojej wspaniałej rodzinie.

2 komentarze:

  1. Dzisiaj trafiłam na Twego bloga i przeczytałam go chcąc dowiedzieć się coś o chorobie, która i mnie dotknęła. Jestem niedawno po operacji usunięcia guza piersi i czekam na wyniki. Jestem starsza od Ciebie i bardzo Ci współczuję, że Cię to dotknęło w tak młodym wieku i, że niestety choroba rozwinęła się. Mam nadzieję, że się nie poddałaś i walczysz z nią. Będę trzymać kciuki i czekać na dalsze wpisy. Kika

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje bardzo Kika. Zycze Ci szybkiego powrotu do zdrowia.

    Ja gdybym mogla cofnac czas, to
    1. nie bralabym chemioterapii
    2. calkowicie zaufalabym terapii Budwig

    OdpowiedzUsuń