wtorek, 13 kwietnia 2010

Tak! Tak! Tak!

Będę z wami szczera, jestem trochę zaskoczona, że w ogóle tu siedzę i do was piszę. Wczoraj dostałam trzecią dawkę i ponieważ z każdym cyklem chemioterapii człowiek powinien się czuć coraz gorzej, to spodziewałam się raczej, że tym razem zostanę w łóżku do wtorku, a nawet do środy. Tymczasem wstałam z łóżka i czuję się dobrze!


Jak pisałam w moim poprzednim poście, przed chemią nie jadłam nic przez ponad 36 godzin, więc może właśnie to mi pomogło. To mogła też być modlitwa! Prosiłam, by tym razem oszczędzono mi cierpień, i faktycznie tak się stało. Dziękuję ci, Boże. Wszystko może pewnie jeszcze się pojawić, ale jestem całkiem pewna, że tym razem jest po prostu inaczej.

Oto, co się działo wczoraj. Zostawiliśmy Aarona z moją wspaniałą przyjaciółką Jules; Aaron był przeszczęśliwy, że będzie u niej i jej dzieci, bo nikt, ale to nikt nie ma więcej zabawek niż ci trzej mali szczęściarze. Potem do szpitala. Moja pielęgniarka znów miała problemy ze znalezieniem dobrej żyły i dopiero po kilku próbach wkłuła się w tę właściwą. Niestety było to tak nieprzyjemne, że prawie zemdlałam. Dobrze, że siedziałam, inaczej upadłabym na ziemię. Miałam bardzo niskie ciśnienie, 70 na 30 (prawidłowe ciśnienie krwi to około 130/80).

Potem dowiedzieliśmy się, że w piątek poziom moich białych krwinek był tak niski, że mój lekarz nie był pewien czy będę mogła kontynuować chemioterapię. Zdrowa osoba ma pomiędzy 1,7 a 7,5 neutrofili, podczas gdy mi trochę brakowało do absolutnego minimum, jakim jest 1. W poniedziałek powtórzyli mi badanie i okazało się, że na szczęście moje neutrofile odbudowały się na tyle, by potraktować je chemią.

Po powrocie do domu spałam przez kilka godzin w ogrodzie, w pełnym słońcu, i co jakiś czas budził mnie Aaron, który obsypywał mnie pocałunkami i chciał, żebym patrzyła jak robi sztuczki. W pewnym momencie lekko mną zatrzęsło i trochę popłakałam, ale Aaron naprawił wszystko jednym uściskiem i pytaniem: „Co się stało, mamusiu?” Potem poszłam do łóżka, spodziewając się, że poczuję się gorzej. Ciągle sprawdzałem godzinę na zegarku i zastanawiałam się, kiedy się zacznie... co tak naprawdę nigdy się nie stało. Czułam mdłości, ale nie przypominało to zupełnie pierwszych dwóch razów.

Dziś spędziłam bardzo leniwy poranek z cudownym śniadaniem w łóżku, a potem po prostu wstałam! Wzięłam prysznic, pobawiłam się z Aaronem, popracowałam trochę w ogrodzie (tak naprawdę, to patrzyłam, jak Bob pracuje) i spędziłam całkiem normalny dzień. W pewnej chwili Aaron spytał, czy chciałabym położyć się w ogródku z jego kocykiem i smoczkiem! Naprawdę codziennie mnie zadziwia, a szczególnie w moje gorsze dni, kiedy tak dobrze się mną opiekuje.

Cieszę się, że jestem na nogach i że świeci słońce! Aha, poza tym jestem już w połowie. Jeszcze trzy sesje i koniec.


Tlumaczenie: Pawel! Dziekuje bardzo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz