środa, 24 lutego 2010

Kiedy podejrzewalam, ale nie wiedzialam

Tego guzka w piesi miałam od dawna. I od dawna Bob mówił mi, żebym go poszla zbadac. Byłam przekonana, że to mleko, które z jakiegoś powodu nigdy do końca nie wypłukało się z mojej piersi kiedy już przestałam karmić Aarona.

Mój lekarz rodzinny powiedział, że to na pewno nie rak piersi bo jestem za młoda, więc nie ma się czym martwić. Ale na wszelki wypadek skierował mnie do specjalisty i poproszono mnie, żebym przyszła do Mermaid Centre na dokładne badanie. Myślałam, że szybkie USG od razu wykaże, że wszystko jest w porządku. Niestety tak się nie stało. Lekarz stwierdził, że nie jest to zwyczajna torbiel. Zrobiono mi więc mammogram, który nawet nie zarejestrował guzka. Ale wtedy dowiedziałam się też, że mammogramy są często zawodne przy badaniu młodych kobiet, ponieważ ich piersi są zbyt jędrne, a przez to guzki słabo widoczne. Dlatego zrobiono mi biopsję, która była zupełnie bezbolesna. Zastosowałam hipnozę, tę samą technikę, którą stosowałam podczas rodzenia i okazało się, że doskonale poskutkowała. Zupełnie nic nie czułam. Ani trochę. To znaczy podczas biopsji, a nie porodu! Poród bolał jak cholera.

Pół godziny później mieliśmy już wyniki, które ponownie nic nie wykazały. Na szczęście lekarze nie zamierzali na tym poprzestać. Dzięki Bogu nie odesłali mnie do domu z niezdiagnozowanym nowotworem. Wiedzieli, że coś jest nie tak z tym guzkiem, potrzebowali tylko dowodu. Trzy biopsje i dwa badania później już go mieli. Ale zajęło im to dobre kilka tygodni.


W pewien sposób cieszę się, że nie wiedziałam od razu. Dzięki temu spędziłam cudowne Święta Bożego Narodzenia z moją rodziną nie martwiąc się rakiem.
I nie martwiąc się o moją rodzinę. Mimo tego myśl, że mogę mieć raka cały czas chodziła mi po głowie i właśnie dzięki temu mogłam w pełni oddać się świętowaniu. Kiedy ma sie raka, zaczyna sie inaczej patrzeć na życie i nieistotne, irytujące rzeczy nagle stają się zupełnie nieważne, a te małe, urocze momenty urastają do miary cudownych. Myśląc o tym, że to mogą być moje ostatnie Święta, korzystałam z nich na całego. Jeździłam na sankach (z Aaronem, Bobem i tatą!) śpiewałam kolędy ( z Lalą i Davidem), oglądaliśmy świąteczne przedstawienia i odwiedzaliśmy przyjaciół. W moje urodziny pojechaliśmy do Londynu i urządziliśmy prawdziwą libację. A w Sylwestra przetańczyliśmy całą nocą.

To były cudowne chwile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz